back

Co!? na przystanku siedzi

woodstockowy krawężnik

Miałem taką pokusę, żeby posiedzieć spokojnie na krawężniku, na poboczu głównej drogi i odpocząć, albo przeciwnie - poczuć, że się nadal żyje. Jak można pogodzić jedno z drugim, a w dodatku przeżyć coś niepowtarzalnego i wyjątkowego? Zwyczajnie, trzeba usiąść i rozejrzeć się dookoła na odpowiednim przystanku, najlepiej Woodstock oczywiście.

Bardzo wiele różnych opinii wygłoszono, ogłoszono, wykrzyczano na temat tego zjawiska, bo nie zwyczajnym koncertem jest każdy Przystanek Woodstock, ale właśnie zjawiskiem. Pojawia się znikąd, w kompletnej głuszy na bezludziu, oszałamia, przestrasza, lub oburza i gaśnie w okamgnieniu. Posiada z pozoru określone ramy i schemat organizacyjny ale nikt nie potrafi przewidzieć w jakim stopniu się rozwinie i z jak wielką ekspresją zaistnieje w kolejnej odsłonie. Nie wiem, czy już ktoś próbował zbadać naukowo woodstockowy fenomen i w jakim stopniu został rozpoznany - rozpracowany socjologicznie na przykład, bo dla mnie byłaby to zaiste ciekawa praca. Pewnie tak i muszę poszperać za takimi opracowaniami. Póki Co!? część zespołu redakcyjnego w postaci fotopstryka Pawła "Gwidona" i mojej osoby ruszyła posiedzieć na przystankowych krawężnikach.

Gwidon

Samo zjawisko na pierwszy rzut oka jest... Nie do ogarnięcia żadnym okiem, a nawet dwoma, czy kilkoma naraz. Wielkość przestrzeni przystankowej może przytłaczać w każdym aspekcie, pod względem ilości siedzących na krawężnikach, ilości krawężników; oglądających i podglądających, koncertujących albo tylko imprezujących, modlących się i kontestujących na chodząco lub leżąco. Wielkość oraz ilość odpadków i śmieci jest także ogromna zgodnie z logiczną proporcją: jakie zjawisko, taka kloaka. Puszki po napojach zamieniają się w ogromne wory zgniecionych aluminiowych strzępów, a te w wielgaśne, wielkotonażowe kontenery. Przetwórstwo surowców nie ma końca, bo znany browar do spółki z jeszcze bardziej znanym producentem napojów gazowanych zza oceanu gasi pragnienie nieustannie płynącą rzeką swoich produktów. Jest metal, jest i plastik wśród ludzi i w ludziach, dużo plastiku; woreczków, kufli i balonów. Bywa tam wielu, dla których muzyka jest mało istotnym elementem, nawet nie wyściubiają nosów poza swoje legowisko, chyba że po piwo, gdyż intensywnie imprezują w ten właśnie sposób. Ich sprawa. Podobnie, jak amatorów błotnych kąpieli, czy niedzielnych zakładaczy glanów, albo szabasowych wyznawców szatana, jak spędzają swój czas tworząc to niepowtarzalne zjawisko. Cóż z tego, że tak ogromna rzesza gimnazjalistów i gimnazjalistek zagląda na przystanek tylko dlatego, żeby tam być i o tym opowiadać po wakacjach, że się było. Ich sprawa. Przyjaciół nikt nikomu nie wybiera i nie poucza nikt nikogo w Co!? wierzyć lub nie wierzyć ma. Każdego, to jest indywidualna sprawa, jak to, dokąd iść albo gdzie położyć się ma. Zwłaszcza z kim.

jesus

Zjawiskowa sprawa i zabawa, bo o zabawę przecież chodzi, w tym lub innym wymiarze i w jakiejkolwiek formie, jak kto tam sobie lubi. Motocykliści, wielbiciele garbusów, maluchów, ukryci filateliści, wierzący i ateiści, marnotrawni oraz skąpi, kolorowi, biali, czarni, punkowcy pstrokaci, a także zwykli wariaci lub tylko lekko stuknięci i ułożeni normalsi zerwani ze smyczy, goci spoza grobów, no i paparazzi. Wielu, wielu innych, ponad pół miliona oryginałów w jednym miejscu, bez wojen krzyżowych albo półksiężycowych, o dostęp do błotka, czy sracza. Zadziwiające zjawisko, choć tak ulotne. Kilkudniowe jedynie. Niemniej, warte zobaczenia, przeżycia, posiedzenia na krawężniku, trudnego wybierania pomiędzy atrakcjami kilku scen naraz grających, albo spokojnego pomilczenia w jak zawsze wyjątkowo przyjaznej atmosferze.

kryszna

No gdzie? W wiosce Hare Kryszny oczywiście. Z natury swej jestem estetą dlatego świetnie odnajduję się odkąd pamiętam w spotkaniach z trochę egzotycznymi wyznawcami Kryszny. Niebywały spokój pełnych godności i szacunku mężczyzn, dbałość o czystość, mnogość intrygujących zapachów i piękne kobiety; do tego smaczne jedzenie oraz ciekawe rozmowy, dla mnie, prawie wszystko Co!? Lubię.

jtnd

Prawie, bo rajem wystarczającym jest kawałek przydrożnego nie koniecznie przystankowego krawężnika na tyle szeroki, żeby się usadowić i pogapić dookoła albo z jego niskości zagrać prostą melodię. Taką, która w duszy siedzi i dotychczas tylko tam śpiewa. Można też napisać jakieś słowo, jedno lub dwa, zdanie może jakieś całe. Ale to pisarzem trzeba być, a ja się na tym nie znam wcale. Alleluja, Hare Kryszna, Sława i Szalom... Sami widzicie, jakie to nie doskonałe.

Adam "Lański" Polańskiback