back

Co!? może nasze morze

będziem ciebie wiernie strzec... Przypomniały mi się słowa, kiedyś śpiewanej pieśni kolonijnej, obozowej. To tak a'propos wakacji, chyba. Albo od przebywania na plaży łącznie trzy razy. O dziwo, w tym roku piasek plaży parzył w bose stopy. Nad Bałtykiem, wyobraźcie sobie.

Nasze morze wypłukuje skutecznie kieszenie nieopatrznie zawieruszonych tam turystów w myśl zasady dorwać i oskubać frajera. Z roku na rok jest co raz skuteczniejsze, a tym samym nadmorska branża wakacyjno-turystyczna strzela sobie ewidentnie samobója. Od kilku lat obserwuję tą samą miejscowość i zamiast rozwoju zauważam już nawet nie stagnację, ale powolne konanie. Jeszcze z dwa - trzy lata temu po godzinie 22.00 główny deptak, bary i kafejki były gęsto zaludnione. Przyjemnie było wieczorem usiąść w restauracyjnym ogródku i gitarowo sprawdzić chwytliwość nowej piosenki, na tak zwanego żywca, albo po prostu posiedzieć sobie na skraju kolorowej rzeki. Obecnie panuje ledwie dostrzegalny ruch i nuda, a po 23.00 miasto umiera zasypiając twardym snem tatusiowatego dogorywania. Smutne, bo morze, nasze morze bywa urocze i zjawiskowe, a nawet ciepłe czasami. Dla jasności od dawna nie urlopuję nad naszą Wielką Wodą. Ja tam pracuję, a wypoczywam na południu u sąsiadów choć tam mniej uroczo i nie koniecznie zjawiskowo, a na pewno nie taniej, ale... Jakoś nie mam wówczas wrażenia, że wszyscy mają jeden cel: złupić mnie do gołego, puścić w skarpetkach i abym nigdy nie wrócił. Niemniej, morze, nasze morze polecam wszytkim. Będziem ciebie wiernie strzec, sami nie skorzystamy, a i innym nie damy. Lepiej by chyba na dnie lec. Być może nawet z honorem. Morze, to dla mnie wspomnienia odległe i całkiem świeże. Z dzieciństwa, kiedy odparzyłem sobie ramiona pod szelkami moich ulubionych spodni, z potem, gdy włóczyłem się wieczorami po plaży pisząc kolejny najważniejszy w moim życiu wiersz, albo zasypiałem w koszu pełnym marzeń pomiędzy ramionami tej, co to wiesz... Miała miłość w oczach i kwiaty we włosach, a Bałtyku brzeg był naszą Californią. Gitarowy riff wybrzmiewał do świtu, można było płakać i śpiewać. Bywały ciepłe lata z zachodem i niejednym wschodem na plaży i znakami kreślonymi na piasku, które rozmywały fale. Ślady stóp też przetrwały jedynie chwilę. Po latach zdarzyło się, że takiej jednej świat mieścił się w całości pomiędzy moimi ramionami, bezpiecznie. I mogłem też zwyczajnie pomilczeć w towarzystwie, albo zająć się zajęciem najważniejszym: odkrywaniem świata z poziomu rąk moich.

Co!? może nasze morze

Może, nasze morze, to był tylko piękny sen.

Wyszperałem dość przypadkowo na półkach księgarni muzycznej wydawnictwo spod znaku formacji znanej już chyba wyłącznie ubiegłowiecznym dinozaurom. Otóż po, nawet nie chce mi się liczyć jak wielu latach, po raz pierwszy w Polsce płyta - Kryzys Komunizmu. Najpierw sądziłem, że jest to nowy mastering starych nagrań, które ukazały się na pirackim winylu wydanym we Francji w 1980 roku. A tu niespodzianka! Takie hity jak: Gwiezdne Wojny, Mam Dość, Telewizja i reszta zagrane na nowo wiosną tego roku i to jak! Posłuchajta sobie i weźcie do siebie muzę z dawnej epoki, która nie przeminęła na szczęście. Gitara Roberta Brylewskiego brzmi przesterem z mydelniczki, a znam tylko jednego szpenia, któremu udało się onegdaj wsadzić układzik elektroniczny do takowego pojemniczka i uczynić z tego konkretny distortion ale on obecnie nie ma czasu na pomalowanie i złożenie nowej basówy. Podobnie do mnie, zajęty jest najważniejszymi sprawami, czyli odkrywaniem świata. Skąd więc Afa miał taki efekt? Pewnie został mu w pudełku z różnościami ze starych dobych czasów. I na dobre Anioły; nie róbta więcej z Ambicji, czy Świętego Szczytu jakieś rozlazłej regałowej kupy, skoro są to energetyczne rokendrole. Fajnie jest posłuchać muzy z wykopalisk, którą autorzy potrafią zagrać z dawnym nerwem. A jeszcze fajniej jest posiedzieć przy tej muzie z przyjaciółmi na nadmorskim biwaku sącząc piwko i powspominać o przesterze w mydelniczce. Kurde, Zdanek! Że też tego nie opatentowaliśmy...

Adam 'Lański' Polańskiback