back

Co!? tak grzechocze

Kiedy jest biało dookoła i cisza poraża swoją głębią najlepiej jest schować się pod ciepły koc. Można znikać w bezkresie wyobraźni albo depresyjnie kurczyć się w sobie. Wśród zimowej białej ciszy naturalnym jest kołatanie kościanej grzechotki śmierci, jedynej pewnej i sprawiedliwej.

grzechotka

Odwieczne poszukiwanie, gdzie się rzecz zaczyna, albo od kiedy życie samoistnym się staje. Filozoficzne rozprawy i teologiczne obłaskawianie, czy też nadziei dawanie, że nie ma końca, skoro początku nie można jednoznacznie ustalić. Monotonne grzechotanie rozchodzi się wszędzie dochodzi nawet tutaj, pod grubą tkaninę. Obezwładnia i hipnotyzuje, odbiera świadomość...

Zwykły dzień, zwykłe miasto, zwyczajni ludzie. Niewielki tłumek gromadzi się po obu stronach mostu zawieszonego nad rwącą i mętną rzeką. Gapie nerwowo gestykulują pokazując ciemną sylwetkę wspinającą się po stalowych filarach wznoszących się nad mostową jezdnią. Ktoś się wdrapuje na najwyższe belki i staje na krawędzi stalowej konstrukcji. Natrętne kołatanie. w dole wyciągnięte ręce, w których połyskują krystalicznie blade wyświetlacze aparatów telefonicznych. Niewielkie rozbłyski fleszy rozświetlają drogę w dół. Krok w przód i lot pod wiatr rozwiewający długie blond włosy uciekające spod zdartego kaptura. Jedyne nici ciągnące ku górze. Reszta pada w ciemność rzeki odprowadzana przeciągłym achnięciem zgromadzonej na brzegu widowni, a zdjęcia z podpisem miękko lądują na jednym z popularnych społecznościowych portali.

Świat niebezpiecznie wiruje wypada z orbity, drży i eksploduje rozpadając się na miliardy atomów niemożliwych do poskładania. Młynek wciąż wiruje z coraz głośniejszym kołataniem. Droga się kończy, pokój zapada i znika w nicości otchłani, tak jak kiedyś na krawędzi parapetu w obcym mieszkaniu. Kolejne niedopałki rzucane w ciemność nocy rozbijały się o bruk ulicy strzelając po raz ostatni nikłymi iskierkami gasnącego nikotynowego życia. Szara postać balansowała na krawędzi życia zbliżając się do jego zakończenia. o jeden krok wciąż w tyle, gdy narastało rytmiczne kołatanie, o jeden gest i jedno pytanie za dużo, by przejść na drugą stronę. Za mało jednak, aby żyć dalej. z ciemności nie ma powrotu. Droga się kończy, pokój zapada i znika w nicości otchłani. Zawsze wtedy zostajemy sami.

Garść drobnych monet rzucona w górę zastyga cicho zawieszona w przestrzeni. Wybrałem orzełka ale patrząc od góry, orzełki w połowie wymieszane są z reszkami. Podobnie, gdy spoglądam od dołu. Trudno, rzucę jeszcze raz kościami. Wybieram oczywiście szóstki, a los się uśmiecha i płata swojego figla. Malutkie sześciany wirują na przemian we wszystkich płaszczyznach zamieniając się w kule, które toczą się kompletnie nieprzewidywalnie między kolejnymi pytaniami. Miarowy rytm i ruch nagle ustaje z powodu zawahania się nad kolejnym nogi przestawieniem w przód, czy w tył jednak tym razem.

Nie ma pewności, że zasnę, a co dopiero, że się obudzę. Kiedykolwiek. Oddychanie nie jest jednoznaczną oznaką życia, utrzymanie krążenia też nie, aktywność mózgowa również nie oznacza niczego więcej poza przewodnictwem nikłych fal elektromagnetycznych. Jednakże, równoczesne wyłączenie tych czynników powoduje niewątpliwy koniec, z którym tak trudno się oswoić. w nieskończenie ogromnym, naładowanym niepewnością wszystkiego w ogóle i czegokolwiek w szczególe, wszechświecie jedyny pewnik budzi lęk, przerażenie i trwogę. w garści monet jedna ma dwie strony z orzełkiem, jeden z sześcianów posiada same szóstki, kolejny krok jest przedłużeniem bezpiecznego parapetu albo ciągłym tej samej sceny odgrywaniem. Nuda.

Pośród nudnego bezkresu absolutnej niepewności tylko śmierć jest interesująca, bo ostatecznie pewna. Jedyna prawdziwa i dotkliwie szczera, pozbawiona masek, znieczuleń, przebarwień i ukrytych znaczeń albo podtekstów. Sprawiedliwa, więc szlachetna; bezwzględnie wolna, ponadczasowa i mimo wszystko bardzo bliska każdemu istnieniu. Miarowe grzechotanie uspakaja, można wyleźć spod ciepłego koca.

Adam 'Lański' Polańskiback