back

Co!? można spaprać

Dosłownie wszystko i na wielką albo małą skalę. Można z ogromną pompą i zadęciem w świetle reflektorów lub zupełnie po cichu, gdzieś na uboczu w domowych pieleszach, czyli komuś lub sobie życie kompletnie zmarnować. I nie żebym miał takie odczucia wobec siebie, wręcz przeciwnie - uważam się za farciarza, choć czasem bez kasy, to jednak zadowolonego, bo jak wiadomo pieniądze, to nie wszystko i szczęścia nie dają.

Nie ukrywam, że lubię się wozić i nawet ciężko pastwić nad fachowcami wszelkiej maści, którzy poza wysokim mniemaniem o sobie i napompowaniem nic innego nie posiadają, no może jeszcze tylko odpowiednie poparcie odpowiednich osób, władz, partii ( .) wstawić ODPOWIEDNIE określenie w zależności od rodzaju speca. Rzemieślnicy, którzy wykonują solidnie swój fach, znają się na rzeczy i zawodzie, nie przekraczają swoich uprawnień i nie pałętają się w dziedzinach dla nich kompletnie nieznanych; tacy budzą zawsze mój szczery szacunek oraz podziw. Staram się żyć z pasją i przeżywać każdy dzień, tak jakby był ostatnim, z otwartymi oczami i nadal rozdziawioną gębą, bo życie ciągle zaskakuje albo czegoś uczy, a ja uwielbiam się uczyć najlepiej od najlepszych, a więc od rzemieślników lub artystów. W moim ostatnim życiu otoczony byłem wieloma osobami, których przygotowanie zawodowe i praca była gruntownym rzemiosłem. Było wokół też wielu partaczy, nieudaczników i frustratów lub zwyczajnych karierowiczów, którzy wazeliniarstwem i pomiataniem wszelkimi wartościami, a przede wszystkim mając za nic zasoby ludzkie starali się piąć do kolejnych gwiazd. Było takie określenie, że im bliżej gwiazd, to coraz więcej indolentów, a to dlatego, że większość z gwiazdorów najczęściej udzielała odpowiedzi: nie ma, nie będzie, proszę później, być może, ale nie zależ to ode mnie, albo najlepiej proszę zapytać pana Jana lub panią Zosię, czyli w dół do fachowca, bo tak bezpieczniej. Jakby Co!?, to przecież nie odesłał z kwitkiem, wysłuchał, skierował do właściwej osoby, załatwił sprawę. Prawie.

Ale to jeszcze nic w porównaniu z fuszreami, których spotkałem na starcie w moją nową drogę. Najpierw super organizatorzy od rozrywek dla mas na szczeblu małej miejscowości, którym nic nie jest w stanie zmącić dobrego samopoczucia i upuścić choć nieco powietrza z balonów nadęcia, a arogancją prześcigają nawet tych największych kreatorów, czy raczej te największe kreatury, poszczuli mnie świętowaniem na ich modłę i to dosłownie. Trzydniową libację nazywaną grillowaniem gdzieś tam, pominę dyskretnym milczeniem na razie. Obchody wyborów sprzed wielu lat, które zmieniły tylko tyle, że teraz gęby niektórych jedynie lekko z czerwonego wyblakły pod lampami solarnymi, a białe plamy istnieją nadal natomiast prawda siedzi cicho żeby się nie narazić, też ledwie wspomnę, gdyż podawanie sobie dłoni i krzyżowanie palców za plecami, żeby czasami nie było ważne z sobą się zgadzanie, to przecież nasza norma, a nawet chyba tradycja narodowa. Działacze samokreaturyzację, czy też jak kto woli samokarykaturyzację opanowali do takiej perfekcji, że potrafią wywieźć na imprezę sportowo - rekreacyjną dość sporą gromadę swoich mieszkańców, rozwiesić lichy transparent, zrobić dwie fotki i bez ogródek stwierdzić jeszcze przed startem zabawy, że dla nich impra już zaliczona.

Ale to nadal nic w porównaniu z tegoroczną opolską fetą, która dla mnie raczej stypą nad piosenką polską była. Najpierw świetni aktorzy zainscenizowali w kuglarskim stylu występy gwiazd rocka i pysk mi się rozdziawił po raz pierwszy. Co!? tu pisać... Nie daję rady, bo takiego show jeszcze nigdy za pieniądze abonentów nie widziałem*. Dalej było jeszcze gorzej spaprane, ale ja się chyba na tym nie znam, bo za stary jestem, czy za młody, sam już nie wiem o co tam miało chodzić. Przypuszczam, że o piosenkę popularną taką, którą można zagwizdać na wycieczce rowerowej, albo zanucić przy goleniu. No to sobie nie pośpiewam ani ja, ani chyba nikt z naszych rodaków; może poza wykonawcami prezentującymi swe lub cudze dzieła, bo oni to muszą ćwiczyć i śpiewać. Nie kopię się z tematem wywyższając na pozycję kogoś, kto potrafi napisać popularny przebój muzyczny, bo nie potrafię stworzyć wielkiego hita, przynajmniej dotychczas nie dostąpiłem tej łaski muz. Nie zrzędzę, jakbym chciał zająć miejsce kogokolwiek z nich lub miał gotowy przepis na sukces widowiska, gdyż nie mam takich zamiarów, oraz wiedzy. Zwyczajnie, pewnego wieczora posadziłem swoje młode emeryckie dupsko wygodnie w fotelu przed telewizornią i chciałem zaznać prostej rozrywki. Niestety rozczarowałem się, bo ktoś mi wieczór spaprał ryjąc wcześniej widowisko, które miało szanse stać się fajnym koncertem rozrywkowym. Najpierw pomyślałem z nutą pocieszenia, że dobrze, że to tylko trzy wieczory zmarnowane.

Zreflektowałem się wnet nad sobą i tym straconym czasem, którego nie lubię marnotrawić dostrzegając, że ktoś odwalił chałturę lekceważąc mnie i wielu moich współoglądaczy. Ile razy tak wielu robiąc coś dla dobra wspólnego, nas zwykłych ludków, czyli nadrzędne dobro wspólne, zwyczajnie zlewa i zamiast wykonać coś porządnie z rzemieślniczą rzetelnością, odwala fuszerkę, bezczelnie śmiejąc się w nos już zawczasu, gdy przed pierwszym gwizdkiem kasa została dla nich wydana. Można w ten sposób spaprać wiele, nawet całe życie albo życie wielu, w średniej wielkości kraju w Europie, Afryce lub gdziekolwiek. Tylko dlaczego od razu uczynić trzeba z popapraństwa, niedoróbki, arogancji, hipokryzji i pyknidziarstwa** rzecz pospolitą, albo niemalże dobro narodowe? Odpowiedzi nie znajduję i nie szukam. Retorycznie pytam, bo tu żyję, widzę, słyszę i czuję.
Jeszcze.

Adam 'Lański' Polańskiback

 

 

* - co do abonamentu - to losy się ważą - i to jest powód: nie ma pieniędzy to robimy co możemy... bo przecież sobie od ust nie odejmiemy (zarząd tiwi)

** pyknidziarstwo - za encyklopedią PKWiN - 1. Specyficzny dział budownictwa występujący w krajach rozwijających się, a nawet sporadycznie w wysoko rozwiniętych. Często kojarzony z tradycyjnym bombajskim slumsem, charakteryzujący się kijem podparciem konstrukcji i w ogóle wszystkiego; 2. Trend w filozofii głoszący, że prowizorka jest najtrwalszą konstrukcją, szczególnie popularny u ludów z postsowieckiej strefy wpływów.