back

Co!? kryminalną zagadką się wydaje...

    ...Choćby największą zbrodnią, to jest zazwyczaj prymitywnym odruchem, wybrykiem z nudów albo zwyczajną głupotą, którą trzeba w ten, czy inny sposób odpokutować. Inaczej się nie da, każdego sprawcę dosięgnie jakieś tam prawo i porządek, doktryna, religia, być może sumienie nawet niekiedy. Albo lustro, którego wybić i przepić się nie da.

    Pewnego wieczora usiadłem wygodnie na wprost krystalicznego ekranu ze świeżo zaparzoną zbożówką w kubku i chęcią poleniuchowania przy oglądaniu filmu. Miałem nadzieję na lżejszą produkcję z odrobiną humoru i niezbyt trudnym przesłaniem, coś z ludzkich opowieści, ale nie żaden ckliwy romantyzm. Rozpoczynałem swoją podróż od "Jedynki", gdzie zaczynał się "Letni dom" - thriller z koszmarną zbrodnią wokół, której osnuta była cała akcja. Niestety na "Dwójce" były tylko "Barwy szczęścia" . W Polsacie starano się rozwiązać "CSI: Kryminalne zagadki Nowego Jorku", a konkurencyjny TVN tropił tajemnicę z "W-11 - wydziałem śledczym". Dalej, w TVN7 nerwy spinał Michael Caine pogrążając się "W stronę cienia", a nawet TVP Kultura postanowiła iść "Poza prawem" w ponoć komediodramacie niemiecko - amerykańskim. Faktycznie dramat, bo pozostałe stacje nadawały w tym samym czasie pomiędzy godziną 20.00, a 22.00, pozycje które już po samych tytułach były kryminalne mocno: "Diagnoza morderstwo", "Zabójcze umysły", "Agent wpływu", "Droga bez powrotu", "Martwa cisza", "Prawo i porządek", "Portret zabójcy", a nawet w MTV: "Paris Hilton - kumpela na zabój"... Dacie wiarę, Co!? Chyba mamy do czynienia z ogromną zbrodnią przeciw ludzkości dokonywaną na wszelkie możliwe sposoby i za pośrednictwem najbardziej masowego środka przekazu, jakim jest telewizja. Koszmaru tego nie ma końca, bo kolejne dni w ramówkach programowych wyglądają podobnie, niewiele się zmienia, raczej tasuje między sobą. Zdecydowałem się na dłuższe zerknięcie w jeden z seriali opisujących właściwie żmudną i nudną pracę kryminalnych i śledczaków, gdzie nie ma miejsca na zbędne sentymenty. Wyglądało na to, że zaczynał się kolejny dzień kilkunastogodzinnej pracy, w którym kryminalni zwozili z miasta kolejnych klientów do rozliczenia, spośród których starano się wyłuskać maksimum informacji i dotrzeć do tego jednego, lub dwóch odpowiedzialnych za tragedię na mieście. Nie miało wielkiego znaczenia, o jaką zbrodnię, czy występek chodzi; czuło się, że bez względu na ciężar sprawy będzie ona, jak zwykle, najważniejszym priorytetem. Cztery główne postacie doskonale zorientowane w zadaniu i z typu - fachowcy, podzieleni rolami uwijali się nad zagadką z każdą chwilą zbliżając się do jej rozwiązania. Dwaj z nich, to typowi biurowi analitycy, którzy koordynowali zadania kolegów w terenie i służb pomocniczych. Ci z terenu, to wytrwali twardziele, świetnie zorientowani co, gdzie na mieście się dzieje i z kim można pogadać. Twardy i nietuzinkowy zespół, potrafiący korzystać nie tylko ze sprzętu, może trochę leciwego z wyglądu, ale przede wszystkim z potęgi swoich umysłów, wyobraźni oraz sprytu. W pewnym momencie okazało się, że konieczny jest wyjazd do sąsiedniej miejscowości, aby jeszcze dalej sprawdzić już posiadane informacje. Byłaby duża szansa na zakończenie sprawy, jak relacjonowali bohaterowie powracający z terenu. Analitycy podjęli starania o zgodę na wyjazd i tutaj okazuje się, że nie mają żadnego pojazdu w dyspozycji, a nawet więcej; jedyny jakim dysponują wszystkie służby, to stary gruchot załatwiający jakąś bieżącą interwencję, niemożliwy do przejęcia na wyjazd z podstawowych dwóch powodów: ze względu na stan techniczny może nie dojechać, oraz kończył mu się dzienny limit paliwa i kilometrów. Nie załamuje ten stan rzeczy ducha zespołu. Po szybkiej naradzie postanawiają odłożyć na jakiś czas, dzień lub dwa sprawę, przy której pracowali z dużą nadzieją na sukces do czasu, aż wbiją się w jakiś wolny limit i dokończą robotę. Tymczasem mogą wyskoczyć jeszcze raz na miasto i podłubać przy innej sprawie, nie wymagającej pilnego wyjazdu. Biurowcy zostają i zajmują się przerabianiem dokumentacji. Krótkie i rzeczowe dialogi dobitnie podkreślają wagę prowadzonych spraw.

  - Skończę jeszcze jeden pieprzony akt oskarżenia i będziemy mogli popisać statystyczne "michałki", które wczoraj spierdoliliśmy.
  - Jeszcze jedna zmiana tych gównianych kodów i nikt się nie połapie o co w tym wszystkim chodzi. Rzygam już powtarzaniem kwitologii.
  - Nie jęcz, daj mi lepiej podstawy do tamtego umorzenia.
  - Przecież miałeś akt zrobić?
  - Muszę jeszcze takie gówniane umorzenie doklepać, bo mi termin uciekł przez te wczorajsze zatrzymania.
  - Kurwa! Zawsze nawiozą stadami z miasta, a nie ma komu tego obrabiać. O normalnej robocie zapomnieć można.
  - Z czego tu podstawę napisać, może z niewykrycia...
  - Nie pierdol! Stary wstrzymał wszystkie takie sprawy! Musi wisieć, chyba że coś innego pokombinujesz. Zajebie cię własnym ołówkiem, jak tak zakończysz.
  - Zrobimy na okrętkę, może nie będzie zażalenia. A nawet jak będzie, to się umorzy jeszcze raz, jak przestaną srać ogniem o statystykę.
  - Z wczoraj zostało jeszcze po lufie, rozlałbyś tę końcówkę, bo mi nic nie idzie z tym pisaniem dzisiaj.
  - No to dawaj, po jednym i do boju.

    Akcja przenosi się na miasto, gdzie terenowi odbijają się od drzwi do drzwi. Wszystkie mety pozamykane, nikogo na mieście. Drepczą w miejscu i pomysły się kończą.

  - Pierdolona flauta. Przecież, to abstrakcja kogoś znaleźć przed południem na mieście, i to jeszcze z buta cisnąc.
  - No tak, wszystkie łachy śpią smacznie trzeźwiejąc powoli, a pozostali z dzielnicy na dzielnicę o nas wiedzą zanim tam przywędrujemy.
  - Przejdziemy jeszcze na starówę, zobaczymy przynajmniej, jak do tej nowej gwiazdy wygląda podejście.
  - To idziemy, z nóżki na nóżkę. Nic więcej dzisiaj nie wywojujemy.
  - Wezwania może jeszcze rozrzucimy.
  - Szkoda zachodu. Żaden gnój nie otworzy. Możemy jedynie w futrynę wcisnąć.

    Tymczasem w biurze sytuacja wygląda na opanowaną. Jeden wypala papierosa stojąc w otwartym oknie, a drugi kończy suchą bułkę dogryzaną pętkiem kiełbasy, tradycyjnym całodziennym posiłkiem każdego z członków zespołu, co wyraźnie podkreśla różnice pomiędzy nimi, a ich kolegami z innych seriali, tłusto wypasionymi na pączkach. Wchodzą dwaj pozostali powracający z terenu. Pierwszy rzuca zdawkowe: "Chujnia z grzybnią" z pełną obojętności miną, a idący tuż za nim partner wstawia do podręcznej szafki butelkę wódki. Wspólnie analizują mijający dzień dolewając raz za razem alkoholu do stygnącej i mocno rozrzedzonej herbaty w kubkach. Dzień nie wygląda na stracony. Zamknęli przynajmniej trzy kolejne sprawy dzięki swojej właściwie ukierunkowanej wiedzy i fachowości, byli obecni w newralgicznych miejscach miasta siejąc prewencyjny postrach, a nawet zabezpieczyli sobie początek pracy na dzień następny, być może nawet na kilka kolejnych dni. Znów wskaźniki poziomu satysfakcji kogokolwiek wyrównały poziomy, a nawet dynamiki opadły w dół, jak dobitnie pokazano w napisach końcowych. I to nic, że z tego bełkotu o priorytetach, parytetach, statystyce i coraz to nowych programach naprawy albo rozwoju każdy z nich i z nas niewiele rozumie, bo nie ma to dla nikogo żadnego znaczenia. Wzdycham w końcówce tego odcinka z zamyśleniem, jak bardzo mogłaby się rozkręcić akcja, gdyby jednak dostali samochód ze zgodą na wyjazd i pociągnięcie sprawy z początkowych scen, gdyby uwolniono ich od morderczej biurokracji, która powala swoim rozmiarem całą fabułę serialu i paraliżuje jakąkolwiek akcję, jeszcze bardziej niż ofermowato-flejowaty przełożony tropiący afery jedynie w swoim środowisku, któremu charakter lekkiego kretyna nadał brawurowo odtwarzający tę rolę mistrz gatunku... Gdybanie jedynie, bo scenarzyści panują nad całością w sposób absolutny, niestety. Po drugiej butelce rozlewanej w kubki już bez herbaty, zespół rozchodzi się późnym popołudniem w swoje strony, a my jako widzowie towarzyszymy jeszcze przez dwie sceny jednemu z biurowych analityków. Zagląda do pobliskiego baru, gdzie zamawia kolejne dwie wódki tocząc chwilowy i bezwartościowy, choć grzeczny dialog z kelnerką, która dyskretnie usuwa się w cień, gdy do niego dosiada się atrakcyjna młoda kobieta. W milczeniu dopijają trunek. Ona delikatnie odgarnia kosmyk włosów z twarzy zaczesując dłonią włosy w tył jego głowy.

  - Zabieram cię, chodźmy stąd.
  - Nie ma dla nas czasu przyszłego, teraźniejszy też się skończył.

    Mężczyzna opuszcza głowę na ręce złożone na kawiarnianym stoliku, a kobieta przytula się po chwili do jego pleców. Muzyka z tła przechodzi na pierwszy plan, którego obraz oddala się i tak kończy się ten odcinek.

Nie podobał mi się. Może dlatego, że rodzimej produkcji. Być może, nie za bardzo nasi twórcy potrafią zrobić dobry i odpowiadający rzeczywistości serial z popularnego sensacyjno - gliniarskiego gatunku, a może to sama rzeczywistość, jest aż tak nieciekawa i mało filmowo efektowna. Więcej nie zatrzymam pilota na nim, tak że nie będzie dalszych relacji oglądacza wieczorów zbrodni i kary. Inne i owszem, zdarzyć się mogą.

Wszystkim, którzy nie boją się luster -
- jeszcze...

Adam 'Lański' Polańskiback