back

Co!? Stuknięte...

    I nie żadna tragedia z tego powodu, choć może dla niektórych bywa czasem tragicznie. Nie ma w tym też żadnej magii, ani działania sił nadprzyrodzonych, jak zdawać się może, że niby duszę diabłu oddano. Czarci łup marny byłby i pociechy też żadnej z tego, więc zdecydowanie odpada takie podejrzenie. Co!? jest więc na rzeczy...?

    Ponownie, na poboczu swojego małego miasta bezmarzennego, podejrzany osobnik dreptał w miejscu wystukując te same rytmy, próbując ułożyć kolejne wyrazy w szyk nie dający się powiązać logicznym znaczeniem. Otoczenie dokazywało wilgocią zalewającą najbliższą galaktykę w czasie ostatnich kilku dni, może tygodni albo lat ciemnych, bezsłonecznych. Przypuszczał, że to jesień skraplała się na oknach. Kolory łamały zielone ściany horyzontu, a wody przybywało, aż trysnęła nosem z niespodziewanym kichnięciem. Bezwonność przybyła z dużym ładunkiem tłumaczeń, iż jest jedynie nową alergią ignorując fakt, że czas alergenów minął.

be happy


    W innym, trochę większym mieście skrajem chodnika ślimaczył się przytłoczony skorupą wypełnioną szpulkami nici, igłami, kawałkami drutu, wstążek i deseczek do krojenia mięsa lub czego bądź, kolejny podejrzany osobnik. Wspomniany garb, wspomnień miał też znaczną ilość. Ciążył jednak niemiłosiernie głównie za sprawą cygańskiej patelni przytroczonej do prawego boku w miejscu, gdzie powinno być okno z widokiem najlepiej pięknym, takim na leśną polanę ze wzgórzem i jelonkiem, albo dwoma łabądkami pławiącymi się w stawie, ale nie było okna z powodu gołębi obsiadających parapet, które gorsze są w sraniu na parapet niż muchy w pstrzeniu na portret Jaśnie Pana Jakiegoś Wielkiego.
    Popychali z mozołem strzałki swoich wektorów przyszpileni do olbrzymich wykresów pod czujnym okiem bezdusznego obserwatora, albo władcy wszystkich dusz, który swojej nie ma i nie potrzebuje skoro posiada tak wiele; ku uciesze gawiedzi, aby ludziom żyło się bezpieczniej i dostatniej. Nie szli pod prąd, ale też nie uginali kolan przed plakatami kolorowych lub jednobarwnych i jedynie słusznych złudzeń. Mali i szarzejący zwyczajnie oddychali w swoim rytmie po cichu, nieco z boku trochę na skos, aż czasem nawet furczały nogawki. Tamten zabłąkany w bezkresie, a ten w bezsensie. Obaj nałogowo nurzający się w absurdzie popijanym wściekłą codziennością, bez szans na ciszę pośrodku zgiełku, albo odrobinę uczucia w międzyludzkiej próżni. Dotykali czasami ostrożnie wyciąganymi mackami neuronów obrazy identyfikując formę i swoje kształty na obraz i podobieństwo palca, który tchnienie pierwsze przekazał w darze lub przekleństwie.

finger of god

Zdecydować o wiele za często nie umieli, nie chcieli i gówno ich, to obchodziło. A jednak żywi byli, jakby nawet ruchomi przed nieuchronnym stojący.
    Grzyby czasem nanizali, po kilka na nitkę wyciągniętą z ciasnej skorupy wspomnień, jeszcze po dziadku krawcu tam schowaną z rodzinną tradycją sprawnego nawlekania igły, albo wsuwką do włosów dla pewności trafienia kolejne kapelusze przebijali ścigając się w długości sznurów zawieszanych pieczołowicie u szczytu kompletnie zimnego pieca.

fungi - killing

Wiadomo przecież, że nie w temperaturze suszenie grzybów sens znajduje, ale we wspólnym pieca obwieszaniu. Po takim spotkaniu rybą od przyjaciela się przełamali na znak pokoju i powędrowali w swoje krainy od siebie dając Co!? najlepsze, niczego w zamian nie żądając. Ten z pachnącym garncem zupy gulaszowej - kultur kosmopolityzmem; tamten z pętem pasztetowej, jakiej poza Łazarzem nigdzie nie znajdziecie - w tradycji pokłonie.
    Z każdą chwilą coś się kończy i zaczyna nowe. Nasze trwa ćwierć wieku niezmienione. Nie potrzebuje liftingu, ani nowych opon mózgowych.

liftin

Czasem może przydałoby się nieco więcej słońca zamiast nostalgicznej niepogody i nowego garnca na zakiszenie jesiennej porcji pomysłów z kapustą przeciw szkorbutowi wyobraźni. Wianuszki czosnkowe dobrego humoru dla ochrony przed wampirami wszelkiej maści już mamy, jakby Co!?
    Bo, jakby Co!?, to nam stuknęło kolejny raz ogromne wahadło metronomu. Dwudziesty piąty raz od pierwszego zdziwieniem zaskoczonego pytania:


    Że kurwa, Co!?

Ps. Jak na 25-cio latków mamy się nadzwyczaj dobrze, czego wszystkim, zwłaszcza będącym w naszym wieku trzebieżowym, życzymy.

Redaktorzy
Lański & Zdanek
back