back

Co?! Ania o sprawach damsko - męskich wiedzieć powinna, albo o rozmowach jako takich, a nie takich.

    Najpierw była rozmowa niby o niczym, a tak naprawdę o wszystkim, ale nie o tym wszystkim o czym rozmawia najczęściej mężczyzna z kobietą, ale o wszystkim innym nieistotnym z męskiego punktu widzenia, natomiast bardzo ważnym z kobiecej perspektywy. Rozmowa taka musi mieć konkretny wygląd i przebieg, gdyż One są z Wenus, my skądś tam, a ja najczęściej mam kolorowy odlot. Niech będzie, że nadal nad paragwaj.
    Wbrew temu co mieści się w stylistyce językowej muszę stanowczo zaznaczyć, że rozmowa zwłaszcza damsko - męska może posiadać wygląd i nawet bywa podobna do czegoś, lub kogoś. Rozmawiałem kiedyś pośród lasu i za każdym razem rozmowa była lasem wokół nas, w którym szukaliśmy swojej samotności i zagubienia w zieleni. Na polanie odurzeni sobą i świętymi olejami młodych sosen liczyliśmy swoje piegi na nosach, które ciekawsko wtykaliśmy w dorosłe życie. Długi to był dialog i prawie ze szczęśliwą puentą. Niedokończony, bo fałszywa struna głosowa gdzieś wybrzmiała. Inna rozmowa była śniegiem i lodem pustkowia pewnych niepewnych czasów. Płatki puchu opadały w nasze dłonie i lepiły się w zaspy rosnące między nami, aż zlodowaciły nam serca na długi czas cynizmu. Odmieniła ten stan rozmowa pośrodku lata, które musiało wreszcie nadejść wraz z rumiankiem zabłąkanym w kosmykach lnianych włosów, a może ta była pierwsza. Wyglądała pogodnie jak z martwych wstawanie, poranna alleluja. Jedna z nich smakowała kawą wypijaną dużymi kubkami i papierosami tylko z Pewexu, których dym szczypał w zmrużone oczy pod okularami wycelowanymi odważnie w jasną tarczę na wiosennym nieboskłonie. Wcale nie była majem, ani wiosną z jej atrybutami. Miała mocnego kopa piątej prażuchy o trzeciej, albo później nad ranem, gdy mazaliśmy fusami brzegi szklanek wróżąc o przyszłości, jaka nigdy nie była naszym wspólnym udziałem. Zdarzyła się rozmowa, która milczeniem była, bo właściwie nie było o czym rozmawiać. Podobną odbyłem kiedyś za pomocą dotyku po zakamarkach duszy szukając iskry, która miała rozjaśnić mroki nocy. Dokopałem się do popiołu, którym mogłem jedynie posypać drogę przed sobą i głowę; znak ostrzegawczy przed niebezpieczeństwem na zakręcie. Była też, ta o wyglądzie zdziwionej małolaty dotycząca buszowania w zbożu, albo gapieniu się w przestrzeń poza tym co widać, albo nie widać tak zwyczajnie. Podczas tej pogawędki zrozumiałem, że potrafię patrzeć już tylko zwyczajnie, na to co jest nienormalne normalnie. Rozmowa była pozbawiona sensu i zgasła zanim wypowiedzieliśmy jakiekolwiek słowa. Mimo tego postanowiłem poszukać dla siebie okularów, nie koniecznie różowych, raczej matowych, bo i tak dotychczas dużo widziałem, a gapić się nie mam już czasu. Pomiędzy różnymi gadkami trafiła się muzyczna, którą znienawidziłem, gdy zrobiła się zbyt artystyczna. Zanim jednak, śmiałem się i próbowałem igrać z emocjami, od cichego stukotu jej słów w korytarzu, których nasłuchiwałem z niepewnością, do dudnienia słonych łez opadających na poduszkę, gdy buntowałem się przed nauką wspólnego śpiewu. Wracałem do niej przynajmniej przez kilka kolejnych oktaw naprawiając niepotrzebne klucze wiolinowe do drzwi na oścież otwartych tak na wszelki wypadek, bo zamykały się, gdy tylko wchodziłem na pięciolinię ograniczoną krzyżykami tysiącletnich doświadczeń i wiary w moc bemola. Wczoraj przysiadłem odpocząć na ławce w parku kąpiącym się w gasnącej żółci kolejnej jesieni. Wiewiórka biegała roztargniona pomiędzy swoimi spiżarniami gubiąc w pamięci ślad do ostatniej z nich, aż trafiła do kieszeni mojego płaszcza i baraszkowała pod nieba podszewki błękitem ukrytym tam na zimowy czas wraz z kawałkiem sznurka rzeki, kolorowego szkiełka udającego słońce i scyzoryka zamienionego w okręt międzygalaktyczny. Mówiła dość wyraźnie jak na swój wiek, góra trzy lata z okładem ukrytym pod kolorowym kapelusikiem. Za niedostrzegalną chwilę była motylem psotnikiem i różą dumną w jeszcze chwilę potem, aż zamilkła, bo o czym było nam gadać skoro z sąsiadkami temat się wyczerpał do cna.

 Ta rozmowa była pytaniem stawianym za Co!? odpowiedzi nadal szukamy w nas i pomiędzy nami. Niepewnością, czego się dowiemy między słowami, a uśmiechami nad kolejnym dniem minionym lub straconym na trawieniu pustki okolicy i czterech ścian znajomych wypełnionych po brzegi różnymi sprzętami, zakurzonymi zdaniami dawno wypowiedzianymi.

 Kończę, bo chyba poukładałem swój własny spis cudzorozmów, zamiast trzymać się tematu.
A może jednak...

 Porozmawiamy jeszcze?

Adam 'Lański' Polańskiback