back

Co!? pozostało ze świąt.

    Przeminęły w oka mgnieniu i stały się przeszłością zanim na dobre się zaczęły, a niby kilkudniowe były - święta oczywiście. Czyżby z biegiem czasu upływającego w nas samych, który przygina plecy do ziemi i święta się skurczyły, a może wyblakły jak dziecinnych wspomnień czar?

Jeszcze latem tego roku broniłem swojego anty stosunku do świąt jakichkolwiek, a bożonarodzeniowych w szczególności, podpierając się, albo raczej zasłaniając wykonywanym zawodem. Prawdą jest bowiem, że od kilkunastu lat nie miałem żadnych normalnych i pełnych świąt. Niestety dla mnie i mojej rodziny zaczynało się świętowanie albo wcześniej w przeddzień, w trakcie bywała przerwa i kończyliśmy, gdy już wszyscy inni wracali do pracy, lub łapaliśmy tylko strzępy z wszystkich świątecznych wspaniałości. Poza tym cały czas moja praca na rzecz społeczeństwa, albo długie wyjazdy żony za chlebem. Nie żebym się użalał, ot przykład normalnej rodziny chcącej na przekór wszystkim, a zwłaszcza tym z najwyższej grzędy, pozostać w naszym pięknym kraju pomiędzy Odrą, a Wisłą.

Zbliżając się do tegorocznych świąt zmieniałem swoje nastawienie za sprawą dziwnych zrządzeń losu jakimi byłem obdarzany. Nie wiedziałem jeszcze, że zaczynałem podróż do korzeni, do początku mojego świętowania i odkrywania uroku świat na nowo.

W listopadzie byłem jeszcze pełen pesymizmu, bo jak może dotrwać do Bożego Narodzenia nastrój świąteczny zaczynający się już trzeciego dnia listopada? Wystawy sklepowe i ekspozycje marketowe zaczerwieniły się od brzuchatych krasnali wspinających się gdzieś (?) po drabinkach, lub dyndających w jakimś celu (??) na linach, albo z trudem mieszczących się w saniach (???) o napędzie reniferowym. Mój Gwiazdor zawsze przychodził piechotą i normalnie drzwiami, bo po Co!? miałby się męczyć przeciskaniem przez osmolony komin, nawet z użyciem w tym celu jakiegoś czary - mary? Wędrował przez świat z wielkim worem prezentów i zaglądał do domów wcześniej wołając pytanie na dźwięk, którego drżały nam kolana: Czy są tu grzeczne dzieci? Żadnego HO, HO SRO. Nigdy nie chciał żadnych ciasteczek, ani mleczka tym bardziej. Kolęd i pacierza nas pytał i jeszcze kto ty jesteś - Polak mały. Owszem, kiedyś skusił się na kieliszek likieru mojej babci, otarł wąsa, podziękował i tak jakoś znajomo objął babcię, jak to zwykł dziadek robić, ale dziadek akurat wtedy był u sąsiada, któremu telewizor coś nawalał, czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie, więc Gwiazdor to był na pewno. Wraz z rubasznymi skrzatami wpadła do nas cała masa elfów napędzających machinę merykrystmas biznesu, która wysysa każdą zauważoną złotówkę, czy tego chcemy, czy nie. Zanosiło się, że komercja w połączeniu z innymi okolicznościami mojej egzystencji ponownie pokona święta, a jednak nie.

Dostąpiłem zaszczytu uczestnictwa w wyprawie oficjalnej polskiej delegacji do Wiednia, aby tam podczas ekumenicznej uroczystości w katedrze Świętego Szczepana przyjąć wraz z delegacjami z ponad dwudziestu pięciu krajów Europy, Betlejemskie Światło Pokoju. Tym sposobem jestem jednym z Polaków, którzy przywieźli Betlejemskie Światło Pokoju po inauguracyjnym bezpośrednim przyjęciu Go z rąk skautów austriackich od dwudziestu lat istnienia wydarzenia, gdyż dotychczas otrzymywaliśmy Światło w sztafecie od Słowaków. Stanęło Ono ze mną po raz pierwszy na Polskiej Ziemi w dniu 17 grudnia 2006roku o godzinie 00.50.

BSP na miedzy

Namacalny symbol Świąt Bożego Narodzenia, żywy ogień z Ziemi Świętej niesiony z przesłaniem: Jeden Świat - Jedna Nadzieja, w wersji dla harcerzy; Jedno Przyrzeczenie. Zamiast dumy czułem wielką trwogę, czy dla tak małego płomyczka jest miejsce pośród skomercjalizowanych krasnali? Nie bałem się o moje dzieci osobiste i harcerskie, ale pozostałe... A dorośli, czy ktoś w ogóle zechce Światełko przyjąć. Chętnych może będzie wielu, ale to jest takie jakieś staroświeckie, religijne i nie trendy, obciachowe znaczy. Moi podopieczni ruszyli ze Światełkiem w wędrówkę po okolicy, a ja dyskretnie z nimi dla ich bezpieczeństwa. Z każdym etapem naszej drogi okazywało się, że tak naprawdę prawie wszyscy tęsknią za naszym starym Gwiazdorem podpartym na sękatym kiju, za jabłkami i cukierkami na choince, za kolędami, a nie za a łyszju a mery krystmas. Biorą jednak w koszyki tę komercyjną niby świąteczną szmirę w czerwonym, bo nic innego nie dostają w zamian. Nic swojskiego, barszcz niemiecki i uszka niemieckie, śledzie norweskie, karp czeski, czosnek brazylijski, makaron włoski, mak afgański(?), świnka wietnamska, Santa Klaun z Ameryki na biegunach się buja... Pogotowie jakby co, to jednak nasze ale lekarz z Ukrainy. Światełko Betlejemskie, a jednak bardzo nasze i grzeje po staropolsku blaskiem wspomnień i ciepły świąteczny nastrój przywraca.
    Pozwoliłem dzieciakom ubrać choinkę według swojego uznania, bez pośpiechu. Zamiast pędzić po spożywczych marketach w przeddzień wigilii pojechaliśmy kupić sobie wygodne krzesła, dawno nie było takiego luzu w meblowym. Może zaopatrzenie budowlane też należy robić w przeddzień jakiś świąt, najlepiej wielkanocnych, bo już jest cieplej. A potem czekaliśmy na prezenty i okazało się, że Gwiazdor ponownie zawitał w naszą okolicę. Z relacji dziadków moich dzieci wynika, że widocznie posunął się w latach, wychudł trochę, ale dalej ten sam błysk w oczach posiada i kij sękaty, którym rózgi odmierza dla niegrzecznych i pyszałkowatych. Pokazać się nie chciał, wymawiając wielością spraw do załatwienia, zwłaszcza ilością rózg, którymi obdzielić wielu tego roku musiał, ku swojemu niezadowoleniu. Babcia moich dzieci smutno zauważyła, że on pewnie dlatego taki chudy jak patyk, bo martwi się złymi uczynkami. Prezenty zostawił, ale obiecać sobie kazał przez okno uchylone, skąd wszystko słyszeć zdołał, że miłości darem cieszyć się będziemy, a i o Nim Starcze naszym i naszej pięknej tradycji nie zapomnimy. Gdy z dziećmi przy oknie wypowiadałem słowa obietnicy z ich przejęciem wierzyłem, że nie cieniem była plama za drzewem ukryta, ale zarys realnej postaci, która z bakaliowych wspomnień dawnych czasów, znów się w moim domu pojawiła. Rózgą po grzbiecie nie dostałem, bo kilka ważnych spraw w swoim życiu naprawiłem.
    Święta nie spadły w przeszłość z kolejną kartką z kalendarza, jak przez wiele lat się działo, ale pozostawiły po sobie ponownie wspomnienia, które żywym ich śladem na długo pozostaną.

Adam 'Lański' Polański back