back

Co!? ja to miałem...

    Telewizornia kulturalna publiczna powtórzyła ostatni koncert Republiki, zagrany niestety już bez Grzegorza Ciechowskiego.

Tekst, który piszę powstaje tak jak jedna z piosenek tego zespołu, pisze się i jest czytany ze zrozumieniem, jak mi się chce wydawać, czyli chciałbym mieć taką nadzieję. Wiele jest tego typu tekstów literackich, piosenek, opowiadań, czasem całych powieści. Na podstawie takich dzieł powstają scenariusze filmowe, albo powstają same z siebie, przerabiane są na sztuki teatralne, lub takowe też samoistnie się lęgną. Wszystko w jednym celu, albo kompletnie bez celu, co próbują udowadniać nieliczni znawcy tematu tego i owego. Osobiście uważam, że pisanki tego typu stanowią jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć procent ogółu prac literackich, a więc przytłaczającą większość. I jest to całkowicie zrozumiałe, nienormalne, ale akceptowalne przez prawie wszystkich.

Tutaj musi znaleźć się kolejny akapit rozpoczynający rozwinięcie tematu przewodniego, czyli opis właściwy, jaki po każdym wstępie nastąpić musi. Pojawiają się kolejne postacie i sytuacje, w które autor, a tym razem ja nim jestem, wplata bohaterów. Czasem pojawiają się zamiast tego wywody z własnych przemyśleń na przewodni temat samego autora, którym, dla przypomnienia, tym razem jestem ja, poparte dość często myślami innych autorów wyczytanymi gdzieś lub usłyszanymi gdziekolwiek. Fabuła się rozwija, albo zagęszcza, temat zacieśnia i dochodzi nieuchronnie do kulminacji, czyli szczytu, szczytowania w całkiem innych dziełach. Fazy dochodzenia do finału odznaczane są kolejnymi akapitami, niczym stopniami schodów prowadzących odbiorcę do określonego celu. Zgodnie z prawidłami dobrej opowieści konieczne są nieoczekiwane zwroty akcji i najlepiej zaskakujące zakończenie, po którym okazuje się, że jesteśmy kompletnymi debilami, gdyż śledząc przebieg akcji przewidywaliśmy jaki powinien być koniec, ale niestety nie przewidzieliśmy prawd oczywistych, bo każde najlepsze zakończenie jest zaskakująco oczywiste, oczywiście po zaistnieniu zakończenia. Przed zakończeniem, oczywiste zakończenie nie jest oczywistym wcale, a nawet jest wielką niewiadomą i dlatego jest takie dobre. Nieliczni tylko tak potrafią kończyć, mistrzowie znaczy. W tekstach nie fabularnych akcja też istnieje. Zawiera się w zwrotach myślowych, nowych tematach dorzucanych tak sobie, czasem dla rozrywki ubarwienia opowieści, innowacyjnych przemyśleniach, albo myślach niedokończonych, bo nie ma nic nudniejszego niż nudny wykład, chyba że bardzo nudny wykład, ale skończony. Piszący o tym wszystkim doskonale wiedzą, bo to jest warsztat, który poprawiać muszą nieustannie i z biegiem czasu co raz częściej. Inaczej teksty zostaną wyparte przez znaki graficzne posiadające całą masę znaczeń w sobie, wziętych chociażby tylko pojedynczo. I tak dojść może do sytuacji, że wyrażać swoje myśli, uczucia i cokolwiek innego będziemy wyłącznie ikonami graficznymi, tapetami komórkowców wysyłanymi sobie nawzajem, albo wirtualnymi kartkami, których nikt nigdy nie polizał w miejscu znaczka, ani nie posłał szminkowego całusa zamiast podpisu Tfoja MaxMysza. Tak się pewnie stanie w niedługim czasie niestety i mimo wszystko. Niewiele możemy na te zmiany poradzić, poza pisaniem wciąż jeszcze okrąglutkich tekścików mających początek, wstęp i odpowiedni wątek, rozwinięcie z błyskotliwym zwrotem akcji przynajmniej jednym i zaskakujące zakończenie, do którego nieuchronnie i ja zmierzam ciągnąc Ciebie czytaczu po elektronicznych krzaczkach wyświetlanych przed Twoimi oczami, jak po sznurku.

Zakończenie czasem samo się nasuwa autorowi, a czasem trzeba je wytentegować mozolnie i w trudach wielkich. Spostrzegawczy czytacze dostrzegają zawiązki zakończenia niekiedy już na wstępie dziełka, ale to świadczyć może tylko o nieudolności autora i jest raczej wyjątkiem potwierdzającym regułę niż generalną zasadą, czyli pewnikiem, albo aksjomatem nie jest wcale. Trzeba brnąć do końca, aby się przekonać o słuszności przypuszczeń, które wówczas są rozczarowaniem, a jeżeli podejrzenia co do zakończenia były mylne, zyskujemy pozytywne zaskoczenie. Powinno być też celną puentą, sumującą całość z końcową nauką lub przesłaniem, ale zdarza się filozoficzne niedopowiedzenie, które ma zadziałać niczym wytrych w zamkach naszego mózgu. Tak, czy owak zakończenie jest równie ważne jak cała reszta o ile nie najważniejsze, bo niektórych interesują wyłącznie zakończenia z pominięciem większej sieczki z całości.

Aleosochoziii, w tym wszystkim? Zapyta nie jeden i ma prawo do uzyskania szczerej odpowiedzi, która jest mniej więcej taka, iż tekst ten podobnie jak jedna z piosenek GC i Republiki byłby napisany wyłącznie dla pieniędzy, gdyby nie fakt, że jest dziełem całkowicie non profit jak wszystko na tej stronie, że nie dotyka żadnych ważnych spraw, a jest opisem tego, co można by było napisać, gdyby się chciało i miało lepszy pomysł. Ale się nie napisało, a i tak jakoś wyszło.

Zakończenie właściwe i ostatnie zawiera się w zdaniu, że brak mi jest jego muzyki...

Adam 'Lański' Polański back