back

Zdarzyło się to dzisiaj, czyli 26.11.2003r.

Gdy już się zdarzyło, zastanawiałem się nad tym w jakiej formie o tym napisać. Wyszło mi w prozie ale problem był dalej gnębiący, bo jak sformatować całość? Trochę podpowiedział mi Zdanek swoim liściorem spakowanym w kilobajtkową kopertkę. Facet jak zwykle działa na mnie wytwórczo, choć bez mojej ulubionej adrenaliny i wbija się przeważnie w sam raz pomimo, że z pamięcią u niego coraz cieniej. Muzyczny, dzień wcześniej coś do ogródka wrzucił, a Reszta pozostała milcząca, choć pojawiła się w tym, co się zdarzyło. Nie mogła się nie pojawić, bo bez Reszty nie zdarzyłoby się. Kiedy już znalazłem sposób na wyraz i formę, przyszła kolej na treść.

Już miała się tutaj zacząć pojawiać treść, ale zanim wyskoczyła za pośrednictwem klawiatury, wyprzedziła ją jeszcze jedna myśl: dla Kogo? Dla głównych postaci oczywiście w pierwszej kolejności i jeszcze może dla Kinomana z Głogowa, z którym od niepamiętnych czasów jestem jakoś szczególnie splątany mentalnie i duchowo. Pozwoliłem sobie umieścić to wszystko przed opisem tego co się zdarzyło, na tak zwanym "przedzie", bo ogonów (zwłaszcza w przydługasach) nikt nie czyta albo czyta potem, pocąc się niemiłosiernie przey sylabizowaniu czegoś dłuższego niż komunikaty instalacyjne w okienkach. Lepiej wiedzieć najpierw co i dlaczego autor knuje i kombinerkuje, nieprawdaż?

Prawdaż, bo wiąże się to ściśle z tym co się zdarzyło: gdybym wiedział CO! Autor Naszych losów k...(jak wyżej) i k...(też jak wyżej), mógłbym się jakoś przygotować, a tak zdarzyło się i już! I żeby było bardziej kombinerkowato, działo się w przeszłości i teraźniejszości, która obecnie jest już przeszłością również, ale dzieje się niestety nadal, czyli - jak się działo, to się jednocześnie zdarzyło i miało stać! Nadążacie, mam nadzieje. To dobrze, bo następuje treść w formie i z odpowiednim wyrazem, czy jakoś tak.

Po południu, a właściwie wieczorem rozmyślałem.
I wspominałem o wybrykach szkolnych. W czasie dyskotek masowych.
Przemycaliśmy jakiś wybrany hiciorek punckowy do prowadzącego. Trzeba go było obłaskawić wcześniej.
Prowadzącego kupić fajkami, a hiciorka ustawić gotowego do zagrania w odpowiednim miejscu taśmy.
Czasem koniecznym było narysowanie prowadzącemu strony A i B, bo z całą pewnością mógłby pomylić.
A my nie mieliśmy czasu na takie wpadki.
To nie wchodziło w żadną rachubę. Planistyka i logistyka na nawyższym poziomie.
Hiciorek oczekiwał w magnetofoniku.
My się zbieraliśmy przed salą masowych pląsow i czekaliśmy na pierwsze takty naszego hiciorka.
Pojawiał się z głośników i wypełniał swoimi falami dźwiękowymi salę. My wpadaliśmy do środka w podrygach.
I obrotach z wymachami kończyn.
Zajmowaliśmy w przeciwieństwie do hiciorka, jedynie skraweczek sali.
Małoatrakcyjną niszę egzystencjonalną.
Tańcujący zwalniali nam tyle ile sobie wykopaliśmy.
Pozostawali na czas hiciorka i Naszej minuty w lekkim osłupieniu.
Lub przynajmniej w ździwieniu, też lekkim do zniesienia.

Hiciorek przemijał bardzo szybko, bo dla Nas produkowano specjalne, max. półtoraminutowe hiciorki.

Zanikaliśmy na sali wraz z wybrzmiewaniem ostatnich nut.

I materializowaliśmy się ponownie gdzieś w odległym WC.
Albo w Ulubionym zakątku parku. Paliliśmy przez siebie i do siebie.
Radowaliśmy się, że "ktoś dostał w nos i popłakał się ktoś". Że im pokazaliśmy!
Że palnąłem kogoś z buta. Suwakiem od skóry przyjechałem po twarzy.
A On przeleciał przez pół sali, bo się zawirował.

smokers

Dobre to było.

I dalej skrycie paliliśmy ukrywane papierosy.
I wierzyliśmy!
Że CO!ś, komuś pokazaliśmy!

Dobre to było...

Tymczasem na discosalsali wirowało się nadal.
W chwilę po naszym ulotnieniu się, nikt o nas nie pamiętał.
Ktoś wstydliwie puścił bąka.

Kto to był?

Nie wiem, nie wiesz, nie wiemy!

Nie ma smrodu.

Nikt nie myśli o smrodzie. Disco trwało dalej.

Dobre to było. Ale CO!?

Wracając w fotel domowy usłyszałem reklamówkę.
Dżingiel znajomy jakiś. Za bardzo.
W podkładzie lektor oznajmił o wznowieniu płyt.
PAPA DANCE. I Disco z tamtych lat, będzie czad. Kombi już trombi.
(musiałem walnąć lufe "jarzębiaku")

Biorąc pod uwagę, że hiciorki trwały po około półtorej minuty, a udało nam się to kilka razy,
to mieliśmy swoje pięć minut.
W sumie.

Jako wstydliwe pierdnięcie. Pięć minut. Warto było, bo...

Dobre to było!

my

Choć nic nie zmieniło się.

Okropne!

Jedynie my. Okropnie...

This is the end (tutaj jest to, CO! jest ale tego nie widzą wszyscy, albo tego nie widać)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Lański back