blade latarnie
kuszące ulicznice
wiodą krótkie żywoty
w mrokach nocy
ciemne uliczki
odrapane kamienice
jakby się bały
ciszą oblane
jak skarcone
wizją przyszłości
jutra szarego od łez
bez przyszłości
z nadzieją na emigrację
w stronę słońca
w stronę blasku
który leczy
rany w mroku
w stronę ciepła
które tworzy
czuły dotyk
wołają dzieci
z brudnej dzielnicy
zza sterty szyderczych śmiechów
udawanych uczuć
i gestów
wołają do nieba
i ciebie
a ty patrzysz
jakby zza szkła turkusowego
jakbyś nie widział cierpienia
obojętny wzrok
myśli wędrują na drugi koniec świata
bo twoja dusza
jest jak pierwsza siostra Judasza
okłamuje samą siebie
na nic wyrzuty sumienia
na nic serca gorące
zza sterty szyderczych śmiechów
wydobyć trochę prawdy
nie jest w stanie
nawet najcichszy
szept dziecka
przemów iskierko
życiem wiecznym się tląca
natchnij kamienie poukładane starannie
w murach między nami
z mozołem wznoszonych przez wieki
z tym samym grzechem powtarzanym
obojętności i zapomnienia
strachu przed prawdą
której nie znamy