Płaczę jesiennym deszczem,
a łzy srebrzyste
strącają z drzew kolory.
Czas wolno kapie,
odmierzając ostatnie chwile
w słońcu gasnącym.
Nim biel uściśnie życie
mroźnym oddechem,
jeszcze raz zapłaczę.
Za blaskiem zbłąkanym
wśród liści
i wiatrem szumiącym,
który trawy pokłania.
Zapłaczę srebrzyście i szkliście.